W samochodzie byłem dopiero o 23:10 (nie spieszyłem się, czekałem na kogoś). To nie mój pierwszy koncert RS, pierwszy pamiętam doskonale, był rewelacyjny. Muzycznie się zmienili, dla mnie nudne, nic się nie dzieje. Grudziński jak wychodzi na scenę oprze się o pedał/przełącznik i miło spędza czas. Strasznie statyczny zespół.
Z tego typu muzyki jednak Steven Wilson solo i ze wszystkimi zespołami i w których się udziela jest od wielu lat numer 1 w tego rodzaju smętach. Tak w ogóle w polskim progrocku tylko SBB, Collage, potem długo nic, niestety.
Amirian na krześle bardziej się rusza nawet jak siedzi od całego RiverSide.
Jolly wielkie brawa, rewelacja.