Macierzyństwo wg Agnieszki Chylinskiej O.N.A.-w felietonie dla
Machiny
Macierzyństwo to ściema Ja wiem, że Machina to nie jest miesięcznik
dla
początkujących matek. Ja wiem, że powinnam o popkulturze, o
artystach, o
płytach, o przeżyciach natury wyższej, ale obecnie to niemożliwe. Ni
ch**a!
Pisze Agnieszka Chylińska. Ja jestem w szoku, jestem kontuzjowana i
niech
mi
panowie Metz z Beliną wybaczą, ale ja z pyskiem wypłowiałym, mózgiem
otępionym jedną godziną snu na dobę, z cyckami zaropiałymi jak po
jakiejś
supersesji sado maso, z wielką pieluchą między nogami, ja obecnie
nie
mogę
inaczej i o czym innym. Muszę to napisać, muszę to z siebie wypluć,
muszę
to
opisać, bo jakoś wcześniej z takim opisem się nie spotkałam i może
gdybym
wiedziała... Macierzyństwo to ściema! Wiem to na pewno! Poradniki,
gazetki,
reklamy pieluch nawet: wszyscy
kłamią! To pułapka, w którą dałam się złapać i teraz zdezorientowana
i
zaszczuta chowam się po kątach, by mnie nie zauważył ssak, którego
powiłam
parę tygodni temu, by mnie nie wypatrzył, nie wyczuł, że jestem w
pobliżu.
Nawet nie o mnie ssakowi chodzi, ale o dwa nabrzmiałe balony, które
przy
delikatnym nawet ruchu sikają strugami mleka. Zostałam oszukana,
uległam
propagandzie, poleciałam na tysiaka i teraz mam! A tak ładnie
wszystko
szło.
Kupowanie koszulki rozmiar 54 z napisem "Motorhead", wzdychanie i
rozmyślanie nad tym, jak ukierunkuję ideowo syna mojego
pierworodnego.
Roztkliwianie się nad parą skarpetek, wzdychanie na widok
uśmiechniętych
bobasów widzianych przelotnie w centrach handlowych, zaczytywanie
się
poradnikami i wiara w to, że się jest uwarunkowaną genetycznie do
bycia
matką Polką, że się będzie stosować metody najbardziej delikatne,
nieinwazyjne, naturalne przy pielęgnacji i wychowywaniu cudownego
potomka. A
tymczasem??? Dlaczego nikt mi nie powiedział o tym, że poród będzie
potwornym cierpieniem, i że się będę wstydziła przeć, myśląc cały
czas o
tym, by nie narobić dziecku na głowę? Dlaczego darłam się w
niebogłosy,
tworząc najbardziej spontaniczny tekst nowej piosenki pod tytułem
"ja już
k**wa nie mam siły", naczytawszy się wcześniej o fantastycznych
znieczuleniach, technikach relaksacyjnych i innych takich? Dlaczego
mamiono
mnie opisami fantastycznych przeżyć, wręcz erotycznych, podczas
karmienia
piersią, gdy tymczasem okazało się , że bezzębny dziamdziak może
zmasakrować
suty w try miga i domagać się co godzinę dalszej masakry, więcej
krwi...
I
dlaczego dopiero pod koniec jednego z poradników małymi literami
było
napisane, że jeśli ma się chęć
sprzedać swoje dziecko na allegro to powinno się zwrócić do osoby
duchownej
z prośbą o poradę lub od razu zamknąć się w psychiatryku...
Ciekawe... I na czym miało polegać "wzmocnienie i rozkwit
związku,gdy
pojawia się dziecko", jeśli jedyne co mam do powiedzenia mojemu
chłopakowi
od miesiąca to: przynieś-wynieś-pozamiataj, nie rób tego tak, możesz
mi
pomóc?, a może ty go przewiniesz?, nie wk**wiaj mnie, to twoje
dziecko, a
to
se go bierz, nie rozdwoję się, możesz tu łaskawie przyjść? Nigdzie
nie
przeczytałam o tym, że dziecko drze gębę. Znalazłam wzmianki o tym,
że
kwili, płacze, marudzi, gaworzy, ale nie ma nic o tym, że ma syndrom
"Blaszanego bębenka", znaczy się, że szyby pękają, gdy zaczyna
ryczeć od
16.00 do 23.30, by usnąć z uśmiechem i pozwolić mi zrobić siku, umyć
się,
zjeść coś szybko. Koleżanki mi mówiły: Och, wiesz przy dziecku
szybko się
chudnie. Teraz wiem dlaczego. Bo nie ma się czasu
zjeść. Teraz też się drze, a ja muszę oddać ten felieton i musi być
dobry, z
puentą, na poziomie, a mam oczy na zapałki i piszę tę jedną kartkę
jakieś
sześć godzin, gdyż odskakiwać muszę co chwila, bo kupa, bo płacz, bo
mleko,
bo coś tam i do tego jeszcze burdel w mieszkaniu i kot zazdrosny
porzygał
się właśnie ostentacyjnie na środku pokoju.
Rokendrol, nie ma co...
:mrgreen: